środa, 4 lipca 2012

Chapter Two

Tak, tu już poznajemy Martę jako lekką manipulantkę. To może się podobać lub nie, ale ja ja taką uwielbiam i mam nadzieję, że podzielicie moje zdanie. :D
A co do chłopaka to, biedny, będzie się musiał z nią chwilę pomęczyć ;) Miłej lektury!


***
Piątek, 1 czerwca 2012 (kontynuacja)



To było dosyć dziwne doznanie, czuć przyciśnięte mocno ciało mężczyzny po raz pierwszy od dłuższego czasu. Robert być może zbyt gorliwie trzymał ją w talii i za często spoglądał jej w oczy, ale w gruncie rzeczy to było przyjemne. W jakiś sposób budziło jej nieco uśpione zmysły.
Marta czuła twardość mięśni brzucha Roberta i pozwalała mu poczuć swoje piersi przyciśnięte do jego klaki piersiowej. Wbijała paznokcie w jego ramię i kołysała biodrami tak, by raz po raz ocierać się o niego. Co chwila łapali swoje spojrzenia i przeciągali je w nieskończoność. Było coś fascynującego w tym młodym chłopaku, coś, co Martę dyskretnie uwodziło. Uśmiechała się do siebie, widząc fale purpury zalewające twarz Roberta po niektórych jej ruchach.
Po kilkunastu minutach muzyka ucichła, a orkiestra musiała odpocząć. Marta niespiesznie odsunęła się od Roberta, zdając sobie sprawę, że chłopak był chyba pobudzony i z tego powodu strasznie zawstydzony. Patrzył się na swoje stopy, prowadząc tym wzrok rozmówczyni w dół, w niezręczny rejon. Marta postanowiła być wielkoduszna i nie rzucać żadnych złośliwych komentarzy.
- Co byś powiedział na lampkę szampana? – zaproponowała lekko i nie czekając wtopiła się w tłum ludzi. Na szczęście Lewandowski był wysoki i bez problemu ją odnalazł, już z kieliszkami alkoholu w rękach.
- Już za tydzień mistrzostwa, nieprawdaż? – zapytała Marta, podając mu jeden z nich.
- Hmm? Ach, tak. O tej porze za siedem dni będziemy już po pierwszym meczu. – odpowiedział Robert siląc się na spokój i opanowanie. Rumieniec już spłynął z jego twarzy.
- Oczywiście wygranym.
- Mam nadzieję. Wszyscy mamy taką nadzieję.
- Ja nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Kadra jest najlepsza od wielu lat. Zasłużyliśmy już na wielkie sukcesy.
Na taki przejaw wiary w drużynę Lewandowski uśmiechnął się szeroko i spojrzał niemalże czule na Martę. Nie mogła nie zauważyć jego pięknych błękitnych oczu i wspaniałego uśmiechu. Nagle zapragnęła go pocałować, wpić w jego usta i wpleść dłonie w jego włosy, ale zapanowała nad sobą i tylko odwzajemniła uśmiech.
Nagle w drugim końcu sali podniosła się wrzawa i ludzie zaczęli gorączkowo się przesuwać. Lewandowski wyprostował się najbardziej jak mógł i starał dostrzec, co takiego się tam wydarzyło. Marta jednak nie była tym zainteresowana. Nie oderwała wzroku od Roberta. Chłonęła widok jego idealnej, wyprężonej sylwetki, ścięgien widocznych pod gładką skórą szyi. Wtedy nagle odwrócił się w jej stronę i spojrzał głęboko w oczy. Z zaskoczenia zamrugała szybko.
- Przyjechał Michel Platini. Chyba byłaś z nim umówiona?
- Taak, to prawda. Będę musiała się jakoś do niego dostać. Może mnie odprowadzisz?
- Jasne, oczywiście.
Zaczęli przepychać się w kierunku zamieszania. Marta z premedytacją zmysłowo wyginała tułów i kręciła biodrami, żeby wyglądać bardziej pociągająco. Była pewna, że Robert patrzył na nią idąc z tyłu. Tak więc kiedy dotarli odwróciła się niespodziewanie, tak, że prawie na nią wpadł. Skończyli stojąc bardzo blisko, niemalże stykając się ciałami.
- To był bardzo miły wieczór, ale sam rozumiesz. Praca to praca. Nie przyjechałam tu tylko dla zabawy.
- Rozumiem, rozumiem. Ale rzeczywiście było bardzo miło. Może…
- Tak?
- Czy kiedyś będziemy mieli okazję to powtórzyć?
- O tak, zdecydowanie.
- Może… mogłabyś dać mi swój numer?
- Och… tak, oczywiście. – zaśmiała się lekko Marta i wyciągnęła z torebki wizytownik. Wydobyła z niego czarną wizytówkę ze złotym drukiem i podała Robertowi. Uniósł wysoko brwi na widok tak niespotykanego projektu, ale z namaszczeniem schował ją do wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Wobec tego… eee… życzę owocnych interesów.
- A ja treningów. – Marta uśmiechnęła się szeroko i zdecydowała zrobić odważny krok. Przechyliła się do przodu i wyciągnęła szyję tak, by pocałować go w policzek. Na moment poczuła aksamitną gładkość jego skóry pod swoimi ustami i mogła wdychać podniecający zapach męskich perfum. Kiedy się odsunęła, Robert patrzył na nią z lekko rozchylonymi ustami, całkowicie zaskoczony.
- To… mam, eee, nadzieję, że, eee, niedługo się, yyy, spotkamy.
- Na pewno. Jeszcze raz dziękuję za mile spędzony czas.
Po tych słowach odwróciła się i pewnym krokiem, ale nadal poruszając kusząco biodrami, ruszyła w kierunku Michel Platiniego.

Interesy w istocie szły jej wybornie. Wyglądało na to, że Platini miał do niej słabość i był niemalże gotów wynająć te autokary na następne dwieście lat. Niestety musiała przez to spędzić ponad dwie godziny na bardzo nudnych rozmowach z szefem UEFA. Jednocześnie intensywnie rozglądała się za Lewandowskim, licząc na to, że będzie mogła choćby rzucić na niego okiem. Był naprawdę przystojny i naprawdę ją pociągał. Nie mogła temu zaprzeczyć.
Na szczęście doczekała się momentu, w którym Platini sam ją opuścił. Jego wizyta w Polsce była wyjątkowo krótka. Przyleciał na dwie godziny na bankiet w Warszawie, a potem miał się od razu udać do Kijowa i z samego rana prowadzić kontrole przed Euro. Dlatego wyrażając ogromny żal pożegnał się z Martą, a ta odetchnęła z ulgą. Nareszcie.
Kiedy szef UEFA wyszedł, wokół kobiety od razu zrobiło się luźniej. Sprawdziła godzinę i dowiedziawszy się, że było już po północy, zdecydowała się wracać do domu. Interesy miała już za sobą, a takie bankiety nie były jej ulubionymi.
Od gorącego, dusznego powietrza i wypitego alkoholu zakręciło jej się w głowie. Opierając się o ścianę uratowała się przed upadkiem, ale zdecydowała na chwilę wyjść na zewnątrz i odetchnąć. Odrobinę niepewnym krokiem opuściła salę i trafiła na ogromny taras. Mógłby być bardzo piękny, gdyby tylko go oświetlono i ozdobiono.
Marta stanęła po prawej stronie drzwi, opierając się plecami o ścianę i spokojnie oddychała. Powoli zaczynała zapadać w płytki sen, kiedy nagle na taras ktoś wyszedł. Zamrugała szybko oczami i rozpoznała Roberta. Trzymał przy uchu telefon i powoli podszedł do barierki, nie zauważając kobiety.
- No rozumiem, ale wiesz, jak jest. Teraz nie mogę… Nie wiem, naprawdę. … Co najmniej dwa tygodnie. … Tak. … Nie mogę, nie ma czasu. Teraz treningi niemal cały czas. … Dobrze, wiem. … Też cię całuję. … Mhm, jasne. Nie ma sprawy. Słyszymy się jutro.
Po tych słowach schował telefon do kieszeni i odwrócił się twarzą do Marty. Odmalowało się na niej ogromne zdziwienie.
- Ojej. Marto, emm… jak miło cię widzieć.
- Ciebie też. Musiałam na chwilę uciec od tego zgiełku. Zaraz będę jechać do domu.
- Tak wcześnie?
- Taak, nie mam siły na zabawę. Poza tym, muszę ci wyznać, że nie lubię piłkarskich bankietów. Wolę samych w sobie piłkarzy.
Nie widziała dobrze twarzy Roberta, ale była gotowa przysiąc, że się zarumienił. On tymczasem zdążył już do niej podejść i znowu stali tak naprzeciw siebie, bardzo blisko.
- Tak? A grających na jakiej pozycji lubisz najbardziej? – zapytał nieco drżącym głosem, ale wyraźnie starając się robić wrażenie pewnego siebie.
- Chyba napastników. Ryzykują i próbują atakować, nawet jeśli ktoś mógłby określić ich mianem „bez szans”.  A ja nagradzam to, gdy ktoś próbuje.
Lewandowski uniósł brwi nieco wyżej, ale nie cofnął się na te słowa. Wręcz przeciwnie – zrobił krok naprzód, tym samym przylegając do niej niemalże całym tułowiem. Marta lekko rozchyliła usta, czym zachęciła go, by podjął ryzyko.
Niespodziewanie nachylił się do niej i pocałował. To było takie niesamowite uczucie. Był ciepły i miękki i taki namiętny, zupełnie zatracony w tym pocałunku. Przycisnął Martę do ściany i teraz z zapamiętaniem całował. Ona wplotła palce w jego krótkie włosy, a drugą ręką wbijała paznokcie w kark. Nim zdała sobie sprawę, Robert przesunął swoje usta na jej szyję. Była bliska całkowitemu oddaniu się temu szaleństwu, ale przypomniała sobie, że oboje byli figurami publicznymi, w publicznym miejscu i w każdej chwili ktoś mógł ich zobaczyć.
Dlatego delikatnie odsunęła głowę i mową ciała dała znać, że nie chce więcej pieszczot. Robert nie napierał bardzo. Odsunął się i ze wzrokiem wbitym w podłogę czekał na jakiekolwiek słowo.
- Ryzyko się opłaciło. – rzuciła Marta, a po tych słowach odwróciła się i wyszła przez drzwi tarasowe, zostawiając za sobą zdezorientowanego napastnika reprezentacji. To było niesamowite i czuła, że z trudem nad sobą zapanowała. Wiedziała, że jeszcze chwila, jedno przelotne spojrzenie i sprawy mogłyby zajść za daleko jak na pierwsze spotkanie, więc wcieliła swój pomysł z powrotem do domu w życie. 

***
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, choć w sumie nie dzieje się w nim zbyt wiele. 
Smutna wiadomość jest taka, że jutro wyjeżdżam na trzy tygodnie i najprawdopodobniej nie będę mogła nic napisać :( Jeśli jednak uda mi się coś wykombinować, to może pojawi się choć jeden rozdział. A tymczasem... komentujcie - jestem otwarta na wszystkie uwagi!

Wasza,
MissUnattainable