sobota, 30 czerwca 2012

Chapter One

Na początek parę słów ode mnie. Muszę ostrzec, że Marta nie będzie bohaterką łatwą do polubienia. Ale dajcie jej szansę, może kiedyś okaże się bardziej ludzka. A teraz... miłego czytania :)


***



Piątek, 1 czerwca 2012

Marta obróciła się w miejscu, sprawdzając w lustrze, czy z każdej ze stron wygląda równie dobrze. Wygładziła dłonią mocno opinającą jej ciało czarną sukienkę i poprawiła niesforny kosmyk wysuwający się zza ucha. Jeszcze raz rzuciła okiem na swoje odbicie. Wyglądała zniewalająco w kupionej dwa dni temu sukience, wysokich szpilkach w kolorze nude i delikatnej złotej biżuterii. Włosy miała spięte nisko z tyłu głowy, a do tego klasyczne smoky eyes i delikatne, naturalne usta. Posłała buziaka w stronę tafli lustra i odwróciła się, by podnieść z łóżka kopertówkę, po czym opuścić sypialnię.
W salonie czekał już Sebastian. Wyglądał bardzo przystojnie w swoim szarym garniturze. Był jasnym blondynem i doskonale wyglądał w delikatnych barwach. Omiótł Martę zadowolonym spojrzeniem, ale nie raczył jej skomplementować. Już od dawna mieli ustalone, że nie ma to żadnego sensu. Podał jej tylko żakiet i oboje opuścili mieszkanie.

- No i co? Gdzie niby jest ten Platini? – rzuciła Marta, demonstrując swoją wyższość nad Sebastianem. Mężczyzna tylko prychnął ze zniecierpliwieniem. – Wydawało mi się, że jestem tu dla jakiegoś konkretnego celu. A póki co spotykam się tylko z zalotami przepoconych weteranów sportu.
- Spokojnie. Zaraz się pojawi. On miał przylecieć z Paryża prosto na to przyjęcie, pewnie samolot się opóźnił.
- Tak, na pewno.
- Ooo, pan Palczewski! – rozległo się za plecami Marty, a ona sama dostrzegła cień paniki w oczach swojego towarzysza. – Jak miło pana widzieć! Interesy z panem to była sama przyjemność.
- Z panem również. – odpowiedział Sebastian, podając rękę niskiemu i grubemu mężczyźnie z łysiną pokrywającą większą część głowy. – Miał pan może okazję poznać moją wspólniczkę, Martę Fidler? Marto, to jest Grzegorz Lato.
- A nie, nie. Witam panią. – zamiast pochylić się, uniósł dłoń Marty do ust i ucałował ją, przy okazji obficie śliniąc. – Wygląda pani olśniewająco, madame.
- Mademoseille, monsieur.  – poprawiła go z uśmiechem Marta, co spotkało się z tępym wyrazem zdziwienia i braku zrozumienia.
Po krótkiej chwili zawieszenia Lato ponownie podjął rozmowę.
- Zechciałaby pani udać się ze mną do sali obok i poznać trenera naszej reprezentacji, Franka Smudę?
- Ech, ależ oczywiście. – kobieta posłała mu sztuczny uśmiech, po czym oparła ręką na jego wyciągniętym ramieniu i razem ruszyli do drugiego pomieszczenia bankietowego warszawskiego hotelu Bristol. Zaraz potem odnaleźli niezwykle brzydkiego i pomarszczonego byłego piłkarza.
- Franek, poznaj panią Fidler…
- …pannę…
- A pani niech pozna Franciszka Smudę, człowieka, który poprowadzi nas po pierwsze mistrzostwo Europy w historii.
- Byłbym ostrożny z takimi słowami. – powiedział trener. – To nie takie proste. Wiele zależy od szczęścia i okoliczności. A pani, jest fanką piłki nożnej?
- Hmm, zdecydowanie nie jestem jej największą pasjonatką, ale mecze reprezentacji zawsze oglądam. Kibicuję im bardzo mocno w zbliżającym się Euro.
- A może wobec tego chciałaby pani poznać naszych chłopców?
- Jeśli nie byłoby to problemem to bardzo chętnie zamieniłabym z nimi parę słów.
- Nie ma sprawy. Jak tu do nas zejdą po zabiegach, zaraz sobie z nimi porozmawiamy.
Marta uśmiechnęła się do niego pogodnie i oddała uroczej pogawędce o piłkach i murawie,  rękawicach bramkarskich i korkach, czyli o wszystkim, o czym nie miała żadnego pojęcia. Na szczęście pan Smuda był samowystarczalnym rozmówcą. Jeśli zachodziła taka potrzeba potrafił sam sobie odpowiadać i tylko odrobinę zanudzać towarzyszy.
Nie minęło pół godziny, a do sali wkroczyła grupa młodych mężczyzn. Wszyscy byli ubrani w takie same garnitury, doskonale skrojone. Wyglądali wspaniale, ale widać było, że większość z nich czuła się nieswojo w takim otoczeniu.
- Jakub! – rozległ się zza ramienia Marty donośny krzyk Smudy. Ułamek sekundy później jeden z mężczyzn drgnął, odwrócił się w ich stronę i z lekkim uśmiechem ruszył przed siebie.
- Dobry wieczór. – powiedział kiwając głową do trenera i schylając się, by pocałować dłoń Marty.
- Och, to takie szarmanckie z pana strony. Nie wydaje mi się jednak, aby w dzisiejszych czasach było konieczne. Szczególnie, że nie jestem tu tylko do ozdoby. – powiedziała kobieta, kiedy tylko się wyprostował.
- Nie zamierzałem pani urazić. To miał być gest wyrażający szacunek, ale jak widzę pani nie jest do tego przyzwyczajona.
- Sugeruje pan, że…
- Eee, taak, pani Marto, proszę poznać Jakuba Błaszczykowskiego. To jest pani Marta Fidler, wiceprezes Eurotransu.
- Miło mi. – rzucił ze złośliwym uśmieszkiem Błaszczykowski.
- Nie bardziej niż mi. – odpowiedziała na to Marta. – Wydaje mi się, że przed chwilą coś pan mówił…
- Och, to już nieistotne, taka dygresja.
- Czyżbym nie zasługiwała na zapoznanie mnie z nią?
- Nie wydaje mi się, by mogła panią zainteresować.
- Z pewnością zainteresowałaby, gdybym tylko miała okazję się z nią zapoznać. A może uważa pan, że jako kobieta nie mogłabym jej zrozumieć?
- Czy powiedziałem coś takiego?
- Przeproszę was. – rzucił nagle niespokojnym tonem Smuda i nerwowym krokiem odszedł od nich.
- Nie wiem, powiedział pan?
- Zdecydowanie nie mówiłem nic takiego. Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że mogłaby ją pani zrozumieć zdecydowanie lepiej niż większość kobiet.
- A jednak seksista.
- Ja zamierzałem panią nazwać raczej doskonałą partnerką do rozmowy.
- Dziękuję za uznanie.
- Czy wobec tego miałaby pani ochotę przedyskutować kwestię mojego „seksizmu” przy lampce szampana?
- Jestem skłonna się zgodzić. I Marta, a nie pani.
- Kuba.
- Coś mi mówi, że poznałam towarzysza do rozmów na lata. – powiedziała kobieta uśmiechając się szeroko i odwracając plecami do rozmówcy. Razem ruszyli w stronę sąsiedniej sali. Błaszczykowski nie mógł zrobić nic innego, jak tylko się z nią zgodzić. Była idealną przeciwniczką do potyczek słownych.

Czas upływał Marcie na niezwykle ciekawej i zajmującej debacie na temat roli sportu w życiu prywatnym ludzi z nim niezwiązanych. Właśnie starała się obalić jedną z absurdalnych tez Błaszczykowskiego, kiedy za jego plecami pojawiło się dwóch mężczyzn. Jeden rzucił się na jego ramię z taką siłą, że obaj nieomal upadli na ziemię.
- Kuba, Damien właśnie opowiada, jak to rozłożył cię na łopatki. Chyba powinieneś sprostować tę historię. – powiedział podekscytowanym głosem niższy z nich.
- Eee, Marto, to moi koledzy z Borussii, Łukasz Piszczek i Robert Lewandowski. – przedstawił mężczyzn, co właściwie nie było konieczne, bo Marta od razu ich rozpoznała. Uśmiechnęła się ciepło do Lewandowskiego. – Eee, to jest Marta… eee, Fidler.
- Miło mi, Kuba, chodź. – rzucił jednym tchem Piszczek i pociągnął Błaszczykowskiego wgłąb pomieszczenia. Marta została sama z Lewandowskim.
Spojrzała na niego spod częściowo przymkniętych powiek i niespiesznie zmierzyła wzrokiem. Był przystojny. Może nie w taki oczywisty, obiektywny sposób, ale miał to coś, co ją pociągało. Był wysoki, miał ładne oczy i dobrą sylwetkę. A poza tym biła z niego urocza niewinność i zakłopotanie, wzrastające z każdą mijającą sekundą. Na policzki wypłynął mu delikatny rumieniec.
- Nie biegnie pan z kolegami?
- Nie ośmieliłbym się zostawić pani samej.
Marta zaśmiała się krótko swoim dźwięcznym, perlistym śmiechem.
- Ależ proszę pana, niech pan nie żartuje! Przecież sobie poradzę.  Jestem już dużą dziewczynką.
- Nalegam przy towarzyszeniu pani. – powiedział, po czym w jego oczach zalśniła obawa.- Oczywiście, jeśli nie jest to niepożądane.
- Och nie, zdecydowanie jest pożądane, o tak. – zapewniła Marta, kładąc specjalny nacisk na ostatnie trzy słowa.
- Wobec tego… może mógłbym zaproponować taniec? – wydukał, robiąc się niemal purpurowy.
- Świetnie! Przyda mi się chwila odpoczynku od tej niekończącej się gadaniny o niczym. I jakby co, mów mi Marta.
Po tych słowach wyciągnęła do niego rękę. Schylił się ucałował ją tak lekko, że jego usta mogły jej nawet nie musnąć.
- Robert.
- A więc, Robert, prowadź na parkiet.
Podał jej ramię i razem skierowali się do sali tanecznej. 

***
Wielkie dzięki za wszystkie komentarze. Wzięłam je sobie do serca i co miałam poprawić to poprawiłam, a pochwały tylko dodały mi ochoty do pisania. :) Liczę, że i tym razem wytkniecie mi wszystkie błędy i będę wiedziała, co jeszcze mogę zrobić lepiej.
Proszę o komentarze!
Wasza,
MissUnattainable

sobota, 23 czerwca 2012

Prologue



Pierwsze koty za płoty, kiedyś trzeba zacząć. Mam nadzieję, że niczyje oczy nie będą krwawić, kiedy zapozna się z moją radosną twórczością. Ale nie śmiem sama siebie oceniać, pozostawiam to Wam. Miłej lektury!

***

Środa, 30 maja 2012

- Nigdzie się nie wybieram.
- Marta, posłuchaj, to jest kwestia dobrego wrażenia. Proszę cię, nie mogę tam iść sam!
- Dobrze wiesz, że nie chodzę na takie imprezy. Nawet nie próbuj mnie namówić.
Sebastian odwrócił się twarzą do długiej przeszklonej ściany i wbił wzrok w rozciągającą się za nią panoramę Warszawy. Powoli wciągnął i wypuścił powietrze, uspokajając nieco oddech.
- Jesteśmy w tym razem. Nie możesz mnie teraz wystawić.
- W czym niby jesteśmy razem?
Mężczyzna obrócił się na pięcie i spojrzał twardo na siedzącą przed nim kobietę. W jego oczach widać było wściekłość.
- Może nie pamiętasz, ale jesteśmy wspólnikami.
- Tak, jesteśmy, ale przypominam ci, że ja po prostu przyniosłam pieniądze. Poza tym nie mam żadnego związku z tą firmą. Jestem dziennikarką, a nie prezesem.
- Zrozum, to jest ten jeden, jedyny raz, kiedy tak bardzo cię potrzebuję. Musisz tam być.
- Och, mam tego dosyć!
Marta wstała z fotela, w którym siedziała i zaczęła nerwowo spacerować wzdłuż ściany. Ze złości na jej policzkach pokazały się różowe wypieki, a palce nerwowo postukiwały o uda.
- Powtarzasz, że moja obecność jest KLUCZOWA, ale nie mówisz mi, dlaczego. Przepraszam, w takim wypadku nigdzie nie idę i nie zmienię decyzji, póki nie dowiem się, o co chodzi.
- No dobrze! Niech ci będzie. Negocjujemy bardzo ważny kontrakt, kontrakt z UEFA. Na tym bankiecie będzie sam Platini. A wiesz, jak to z nim wygląda… piękne kobiety i wszystko staje się łatwiejsze.
- O to chodzi? Mam być maskotką?
- Nie, to nie tak. Po prostu… gdybyś to ty prowadziła z nim rozmowy, na pewno udałoby nam się zyskać pewną przewagę nad konkurencją. Proszę, zgódź się.
- No… To jest bez sensu. Nie możesz wziąć tej swojej nowej laski?
- Nie. Jak by nie było, ty jesteś współwłaścicielką firmy. Poświęć się dla niej. To przecież tylko jeden wieczór.
- Ale jeśli przez to zawalę jakiś artykuł, ty będziesz ratował moją posadę w gazecie.
- Cudownie. Można wiedzieć w której? – Sebastian uśmiechnął się szeroko, czując już, że zwyciężył.
- Nie wiem. Może we wszystkich? Najlepiej w Cosmo. Będziesz musiał wykazać się pewnymi, ekhm, umiejętnościami, żeby przebłagać redaktor naczelną. – rzuciła złośliwym tonem Marta i skierowała się do drzwi. Tuż przed wyjściem zatrzymała się jeszcze. – To kiedy to jest?
- Piątek wieczór. Obowiązuje strój koktajlowy.
- Nie denerwuj mnie.


Marta ruszyła bez wahania w stronę windy. Była zirytowana i zmęczona, a poza tym miała dwa dni do piątku, żeby zdobyć odpowiednią sukienkę i się przygotować.
Właśnie została na siłę wmanewrowana na przyjęcie organizowane przez PZPN. Zdecydowanie nie miała ochoty się na nie wybierać. Nie gustowała w piłkarzach, a już na pewno nie w tych z lat osiemdziesiątych, obecnie wbitych w przyciasne garnitury i udających inteligentnych. Również spędzanie czasu na pogawędkach o pogodzie i piłce nożnej nie należało do jej ulubionych rozrywek. Nie wspominając już o udawaniu słabości do szefa UEFA i przekonywaniu go, że wszystkie autokary, którymi piłkarze będą jeździć podczas Euro 2012, przydadzą się także później, do nieznanych jeszcze, ale konkretnych celów. Współposiadanie akcji firmy transportowej było bardzo nudnym aspektem jej życia.
Wsiadła do windy, przycisnęła przycisk „parter” i pogrążyła się w dalszych rozmyślaniach. Zdecydowanie bardziej lubiła swoje drugie zajęcie. Uwielbiała pisać, pisała o wszystkim i wszystkich, szczególnie o życiu i szczęściu, miłości i seksie. Była redaktorką prasy kobiecej i się tego nie wstydziła. Kochała tę wolność słowa, możliwość wyrażenia swojej własnej opinii. To, że jej słowa mogły pomagać kobietom. W pisaniu realizowała siebie.
Tę możliwość pracy w pismach i jednoczesnego dostatniego życia zawdzięczała swojemu ojcu, wiceprezesowi jednego czołowych polskich banków. To dzięki niemu miała dobry start i dzięki niemu mogła kupić połowę akcji swojej firmy. A teraz na niej zarabiała, a także dostawała spore sumy za każdy kolejny tekst. Radziła sobie doskonale w życiu.
Wysiadła z windy i pewnym krokiem przemierzyła hol, kierując się do wyjścia i po drodze wydobywając telefon z torebki. Niemalże odruchowo wybrała odpowiedni numer.
- Dzień dobry, tu Marta Fidler. Poproszę o taksówkę pod Eurotrans. Będzie kurs po centrum.
Zwinnie zeskoczyła ze schodka i już znalazła się na ulicy, zwracając uwagę przechodzących mężczyzn. Dwóch młodych dżentelmenów ukłoniło jej się lekko, wyrażając tym samym uznanie dla jej urody. Marta mogła szczycić się swoim pięknem. Była wysoką i szczupłą niebieskooką ciemną blondynką. Miała długie, falujące włosy i piękny szeroki uśmiech rozświetlający twarz o równych, wyrazistych i bardzo charakterystycznych rysach. Przyciągała spojrzenia.
Zaledwie kilka minut później podjechała taksówka i Marta udała się na zakupy. Miała niewiele czasu.

***

Naprawdę byłabym wdzięczna za komentarze, uwagi. Chciałabym wiedzieć, czy rzeczywiście jestem tak beznadziejna, jak sądzę. Może nawet poradzicie mi, jak być mniej beznadziejną? :)

Wasza,
MissUnattainable

Od czego by tu zacząć?

Właśnie rozpoczynam swoją pierwszą przygodę z blogiem tego typu i zupełnie nie wiem, jak to wszystko poprowadzić. W przeszłości wraz z przyjaciółką bawiłyśmy się w pisanie "profesjonalnych" opinii po wyścigach Formuły 1 i nawet dobrze nam szło, ale wiadomo, wszystko co dobre, kiedyś się kończy.
Po roku przerwy wracam z czymś zupełnie innym, czymś zupełnie oderwanym od F1 i czymś bardzo dla mnie nowym, z opowiadaniem. Dlatego przyznaję bez bicia, że mam wiele obaw. Czy mój styl będzie wystarczający? Czy fabuła się spodoba? Czy ktokolwiek w ogóle poświęci choć chwilę na czytanie mojej radosnej twórczości?
Postawiłam sobie jednak cel: pisać, pisać, pisać, nie zrażać się negatywnymi opiniami, lecz wyciągać z nich wnioski i wciąż doskonalić siebie.

Co do opowiadania... Moja koncepcja opiera się całkowicie na piłce nożnej, głównie na polskiej reprezentacji. Przyznaję, jestem jedną z dziewczyn, które przeżyły nagłą fascynację futbolem w momencie rozpoczęcia Euro, ale mówię o tym z wysoko podniesionym czołem. Zamierzam poszerzać swoją wiedzę!

Mam wrażenie, że to wszystko brzmi strasznie poważnie, ale tak nie miało być. Chyba zżarły mnie nerwy. Tak bardzo boję się, że zawiodę :(


Wasza,
 MissUnattainable