niedziela, 26 sierpnia 2012

Chapter Eight


Sobota, 9 czerwca 2012

Sobotni poranek przywitał Martę promieniami słońca wpadającymi przez odsłonięte okno i… ciszą. Spojrzała na puste miejsce w łóżku i spróbowała z całych sił przypomnieć sobie moment, w którym Robert wyszedł. Niestety, nie mogła. Owszem, pamiętała, jak mówiła mu, że powinni się już pożegnać, ale to zostało szybko uciszone pocałunkiem, jednym, drugim, kolejnymi. A potem nie w głowie jej już było wyrzucanie go za drzwi, wręcz przeciwnie.
Przypominała sobie też moment, kiedy opierając głowę o jego pierś myślała, że powinien sobie iść. A potem najwyraźniej… usnęła. Tak, to było z jej strony bardzo nierozsądne. Nie mogła sobie więcej pozwolić na takie niedociągnięcia. Co by się stało, gdyby obydwoje usnęli, gdyby zostali razem do rana?
Marta z ulgą, ale i zdziwieniem pomyślała, że Robert jednak posiadał ten zmysł uciekiniera, kochanka. Potrafił bezszelestnie i niezauważenie wyjść z jej łóżka i pokoju. I nie czuła się z tego powodu dotknięta, o nie. W pewien sposób odczuwała nawet dumę, że pod jej skrzydłami chłopak odkrył w sobie tę umiejętność.
Nie musiała spieszyć się ze wstawaniem, miała dużo czasu. Weekendy miała zawsze, nieodwołalnie wolne i nie zamierzała tego zmieniać. Dlatego pozwoliła sobie zostać dłużej w łóżku i spokojnie przemyśleć, co dalej zrobić z sytuacją, w której się znalazła.
Dlaczego właściwie nazywała Roberta w myślach chłopakiem? Był od niej starszy o dwa lata. Ona jednak była bardzo dojrzała jak na swój wiek. Przez niecałe dwadzieścia dwa lata życia zdążyła podjąć więcej złych decyzji niż niejeden staruszek, zdążyła znieczulić się na świat zewnętrzny. I to prawie zawsze działało. A teraz, teraz czuła, że ma nad Robertem władzę, że to ona dyktuje warunki, a on zrobi wszystko, co mu każe. Chyba nawet nie musiałaby mu kazać, wystarczyłoby, żeby to zasugerowała. To było takie silne uczucie, ta władza nad kimś. Ale też trudno był znaleźć kogoś, z kim mogłaby zawalczyć, kto nie poddałby się od razu.
Dlaczego Robert był chłopakiem? Bo był nią zauroczony, bo kusiła go, choć miał czysty, niewinny umysł, dobre i wierne serce. Bo dał się zepchnąć z odpowiedniej drogi. Bo okazał słabość, a słabi są chłopcy, nie mężczyźni.
Nagle ciszę przerwał sygnał telefonu. Marta wyplątała się z cienkiej pościeli i bez skrępowania przeszła naga przez apartament, by wydobyć komórkę z torby. To był niesamowity zbieg okoliczności, że dzwonił do niej człowiek siedzący w tym momencie dwa piętra wyżej.
- Halo? – odezwała się uprzejmie.
- Dzień dobry, pani Marto. – usłyszała w odpowiedzi. Trener Smuda brzmiał jak osoba bardzo zmęczona życiem. – Dostałem bilety od Grześka, podobno dla pani.
- Ma pan na myśli prezesa Latę?
- Tak, tak, prezes Lato dał mi te bilety.
- Rzeczywiście, mówił, że przekaże je przez pana. Moglibyśmy umówić się na odebranie ich tak, jak poprzednim razem? Może wpadnę w poniedziałek na kolację?
- Oczywiście, nie ma problemu. Miło będzie panią zobaczyć.
- A i nawzajem. Wczoraj przykro mi było patrzeć, jak wszyscy siedzieli tacy przybici. Mam nadzieję, że atmosfera przed meczem z Rosją będzie lepsza.
- Tak, tak, pracujemy nad tym.
- No, to dobrze. Wybaczy pan, ale jestem teraz w pracy, nie mogę za bardzo rozmawiać.
- Och, tak, oczywiście. My… my mamy zaraz trening, za chwilę.
- Cieszę się. Dowidzenia, trenerze. – Marta wysiliła się na ukrycie znudzenia tą rozmową i rozłączyła się zanim Smuda zdążył jej odpowiedzieć. Musiała teraz zebrać swoje rzeczy i doprowadzić siebie do stanu, w którym mogłaby opuścić hotel.

***
Poniedziałek, 11 czerwca 2012

Podjeżdżając pod Hyatt Marta zastanawiała się, czy dobrym pomysłem była lekka zmiana image’u i ubranie się tak casualowo. Po raz pierwszy na spotkaniu z kadrą nie miała na sobie sukienki i nie miała pojęcia, jaką reakcję to wywoła. Zacznie być postrzegana jako bardziej przystępna, o zgrozo, mniej arystokratyczna? A może właśnie jeszcze bardziej pożądana i niedostępna? Odrzuciła te rozważania potrząśnięciem głowy i wysiadła z samochodu. Tym razem miała już miejsce na podziemnym parkingu, nie musiała się przejmować tłumami.
Spokojnie wjechała windą na swoje piętro, pod pachą niosąc niewielką torbę podróżną. Tym razem przywiozła parę rzeczy, by upozorować rzeczywisty pobyt w hotelu. Musiała wreszcie wpuścić obsługę, żeby posprzątała.
Kiedy tylko weszła do pokoju, otworzyła torbę i rozrzuciła część rzeczy na meblach. Pustą walizkę wsunęła do szafy. Na półce w łazience ustawiła kilka zabranych z domu buteleczek. Łóżko nadal nie było posłane po piątkowej nocy. Zostawiła je w takim stanie i wyszła z pokoju.
Zjechała do holu i poprosiła w recepcji o ekspresowe sprzątanie. Przybierając groźną minę dała sprzątaczkom pół godziny, nie więcej, na całkowite wyczyszczenie apartamentu. A zaraz po tym, jak odeszła od lady recepcyjnej, za jej plecami pojawił się trener Smuda.
- Witam szanowną panią.
- O, jak miło pana widzieć. – rzuciła Marta, nieco przestraszona tak nagłym jego pojawieniem.
- Mam pani bilety. – sięgnął za połę swojej bluzy i wydobył z niej plastikowy futerał na bilety. – Proszę bardzo.
- Dziękuję. To naprawdę bardzo miłe ze strony prezesa.
- Tak, tak, tylko lepiej pani nie opowiada o tym chłopcom. Mamy w tej kwestii pewne… problemy.
- Coś poważnego?
- Nie, nie, tylko lepiej o tym nie mówić.
- Oczywiście.
- A może usiadłaby pani z nami podczas kolacji? To znaczy ze mną i asystentami…
- Mam nadzieję, że to pana nie dotknie, ale w kwestii tego artykułu… mam już swoje typy. Chciałabym teraz lepiej przyjrzeć się tym chłopakom, z którymi siedziałam w piątek.
- A, tak, tak. Kuba, Robert i… Wojtek, tak?
- Dokładnie. O, widzę, że już idą. – powiedziała nagle Marta, spoglądając nad ramieniem trenera na zbliżającą się pierwszą grupę reprezentantów, akurat jej grupę.
Zawodnicy wyglądali zdecydowanie lepiej niż kilka dni temu, byli weseli i uśmiechnięci. Szczęsny zamachał do niej, wyszczerzony w szerokim uśmiechu. Nie mogła nie odpowiedzieć na to śmiechem.
- O, widzę, że tym razem pierwsi! Po wczorajszym spóźnieniu to się nie dziwię. Zapraszam, panowie, kolacja czeka.
- Cześć. – powiedziała cicho Marta. Chłopcy przywitali ją krótkimi uściskami dłoni, po czym we czwórkę poszli do restauracji i zajęli swój stolik. 

***

Ten rozdział jest chyba najkrótszy ze wszystkich, które dotychczas opublikowałam, ale tylko dlatego, że nie chciałam go przerywać w połowie kontekstu. Obiecuję za to, że następny, nieco dłuższy, pojawi się już we wtorek, może środę. 
Powiedzcie szczerze, nie czujecie już lekkiego znużenia tą historią? I przerażenia na myśl, że tak naprawdę to dopiero początek? Wena powróciła i kolejne kilka rozdziałów już powstało. Mam nadzieję, że się spodobają!

Wasza,
MissUnattainable

7 komentarzy:

  1. Nowy rozdział pojawi się hm... prawdopodobnie jutro. Chcę by był długi. :) Przepraszam za moje roztargnienie i twój blog jutro pojawi się w czytanych. ;) Teraz biorę się za czytanie rozdziału. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A i owszem podoba mi się twoja historia, nie nudzi. ;) Faktycznie trochę za krótki, ale czekam na nowy, który liczę, że będzie o wiele wiele dłuższy od tego. Podoba mi się ten wątek z biletami. ;D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. marudzisz koleżanko, historia nie jest nudna. Jest intrygująca. Zastanawia mnie fakt, na ile Marta bawi sie Robertem, a na ile on nią??? Bo nie sądzę, żeby Robert był taki zupełnie bezwolny, wydaje mi się, ze gra z nią, udaje uległośc, udaje że dziewczyna nim rządzi, ale gdyby nie pocałował jej wtedy na balkonie, nie była by dzisiaj w hotelu. I tak naprawdę, to ona łązi za nim, nie on za nią, a że dziewczyna ma możliwość zjawiania sie u niego pod pretekstem wywiadu, to inna sprawa. Grunt to dobra wymówka. Ale prawda jest taka, że on chyba bardziej działa na nią, niż ona na niego. Przynajmniej nic nie piszesz o tym, jak Robert postrzega Martę. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakie znowu znużenie? Dobry żart. Takie opowiadanie nigdy się ni znudzi.
    Widzę, że wspomniałaś w opowiadaniu o akcji z biletami:D Marta... Marta... Jakoś nadal mam mieszane uczucia do tej dziewczyny. Choć nie wydaję mi się żeby całkowicie panowała nad sprawą z Robertem.

    OdpowiedzUsuń
  5. jakie znużenie? coraz bardziej jestem ciekawa co będzie dalej :DD
    akcja biletowa, też mi coś.
    Ah ten Wojtuś *.* A Robert? phi, zmył się. ale to chyba dobrze, nie? W końcu musiał zniknąć niezauwazony xD
    Czekam na nowość ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej! Nowy rozdział na: http://life-on-manhattan.blogspot.com/
    Mam nadzieję, że wpadniesz i skomentujesz. ;)
    Jeszcze dziś postaram się poprawić zakładkę Linki dodając twojego bloga. ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wcale nie jest nam nudno. Marta mnie urzekła i chyba już to mówiłam (pewnie nie pierwszy raz się powtarzam :). I te Twoje plany co do Wojtusia... Ciekawość mnie wprost zżera i mam nadzieję, że to Wojtuś będzie tym, który zawróci Marcie w głowie :)
    To chyba tez już mówiłam :)

    OdpowiedzUsuń