piątek, 17 sierpnia 2012

Chapter Six


Piątek, 8 czerwca

Ten dzień był trochę zakręcony. Nie, był absolutnie szalony. Zupełnie nie pojmowała, co się wokół niej działo.
Bez jakiegokolwiek wcześniejszego przygotowania Marta napisała nowy artykuł. Traktowała w nim o tym, czy można rozpoznać, jakim kochankiem jest mężczyzna po jego bieliźnie. Oczywiście utrzymywała, że tak, i tłumaczyła dlaczego. Potem przejrzała i napisała raport z ankiet od piłkarzy, jednocześnie odświeżając skrzynkę mailową z częstotliwością czterech kliknięć na minutę. Czekała na autoryzację bardzo ważnego wywiadu, który miał trafić na biurko redaktora naczelnego następnego dnia w południe.
Kiedy skończyła już z ankietami pojechała do Eurotransu i oddała je razem z opracowaniem Sebastianowi. Kiedy wróciła do domu autoryzacja już na nią czekała. Mogła więc wszystko spokojnie podrukować, pokopiować w ostatecznej wersji i być gotową na następny dzień. A wtedy okazało się, że do meczu zostały jej dwie godziny.
Tak więc niemalże w amoku umyła się, uczesała i pomalowała, biegając po całym domu ubrała, a potem wybiegła z mieszkania i pomknęła do samochodu stojącego cztery piętra niżej, w garażu podziemnym. Modliła się, żeby zdążyć.
Była bliska zwątpienia w istnienie Boga, kiedy utknęła w korku. Na szczęście udało jej się przez niego przebić i pod wejściem do loży dla VIP-ów wylądowała na kwadrans przed pierwszym gwizdkiem. Z całkowitą obojętnością została wpuszczona. Chwilę zajęło jej odnalezienie swojego miejsca, ale kiedy już je zajęła, musiała przyznać, że było bardzo dobre. Nie zasłaniał jej żaden człowiek-dąb ani też nie wrzeszczała jej nad głową skrzecząca staruszka. Marta miała nawet ochotę podziękować prezesowi Lacie za takie miejsce, ale kiedy zobaczyła jego bladą, wymizerowaną od stresu twarz, stwierdziła, że to nienajlepszy moment. Zawsze mogła znaleźć na to czas.
Mecz był dla niej niesamowitym przeżyciem. Nigdy wcześniej nie była na stadionie, więc ogrom bodźców, hałas, skala wszystkiego były przytłaczające, ale w pozytywnym sensie. Kiedy Lewandowski strzelił dla Polski pierwszego gola Mistrzostw Europy, Marta nie pokazała po sobie niczego, tylko wewnętrznie krzyczała z radości. A potem z wściekłości, kiedy Szczęsny sfaulował Katsouranisa i dostał czerwoną kartkę. Przeżegnała się dyskretnie, kiedy Tytoń obronił karnego, a potem do końca meczu zachowała już stalowe nerwy.
Wreszcie spotkanie się skończyło. Przez pierwsze kilka sekund Marta nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Miała uczucie, że przecież tutaj należy, tu jest dobrze i nie powinna opuszczać tej loży już nigdy. A potem powróciła myślami do rzeczywistości i szybkim krokiem dogoniła na korytarzu prezesa Latę.
- Dzień dobry! – powiedziała bardzo głośno, tak by jej głos przebił się przez ogólną wrzawę.
- Hmm? – mruknął prezes, spoglądając na nią lekko nieprzytomnym wzrokiem. – Ach, tak, tak, dobry, ech…
- Chciałam podziękować za bilety.
- Ćśś, nie ma sprawy, nieważne. Nie ma za co.
- I zapytać… czy byłaby taka możliwość…  żebym mogła przyjść też na pozostałe mecze?
- Wszystkie?! – Lato wyprostował się i spojrzał na nią z przerażeniem w oczach.
- Nie, nie! Miałam na myśli mecze naszej reprezentacji. Póki co tylko faza grupowa.
- Ach, tak… Oczywiście, nie ma problemu. Skontaktuje się pani z Frankiem, on będzie miał te bilety powiedzmy… jutro. Tak, Franek Smuda. Przepraszam panią, nie mam teraz czasu.
- Jasne, nie ma sprawy. Dziękuję. Do zobaczenia!... kiedyś.
Tłum poprowadził Martę dalej, aż do wyjścia, ale wtedy prezes był już daleko z przodu, szybkim krokiem przemierzając korytarze. Wyraźnie było po nim widać, ile kosztuje go ten stres związany z mistrzostwami.
Kiedy dotarła do samochodu i spokojnie usiadła za kierownicą, kilka minut nie wiedziała, co dalej zrobić. Czuła, czego chciała i czego jej było potrzeba – Roberta – ale nie miała pomysłu, jak to zdobyć. Aż nagle idea sama się pojawiła. Musiała się jednak spieszyć, bo wszystko zależało od czasu.

Minęła zaledwie godzina, a Marta zaparkowała swoim drogim Mercedesem SLK pod hotelem Hyatt Warsaw. Jeszcze raz upewniła się w lusterku wstecznym, że jej twarz jest dobrze ukryta, po czym wysiadła z auta. Sięgnęła do bagażnika i wyjęła z niego walizkę. Udając niewielką trudność postawiła ją na chodniku, wyciągnęła rączkę i ruszyła przed siebie, ciągnąc bagaż za sobą. Sporo wysiłku wymagało od niej przebicie się przez tłum kibiców pod hotelem, który od poprzedniego wieczora znacznie zgęstniał. Potem tylko kilkoma uśmiechami i zalotnymi spojrzeniami zza ciemnych okularów przekonała ochroniarza, że ma zarezerwowany w tym hotelu apartament, ale niestety przepustkę nieroztropnie zapakowała na sam spód walizki. W ten sposób udało jej się dostać do holu Hyattu.
Tam zsunęła z włosów apaszkę i zdjęła okulary, po czym spokojnie podeszła do recepcji.
- Dobry wieczór.
- Dobry wieczór, w czym mogę pomóc? – zapytała nieco przestraszona dziewczyna wyglądająca na niewiele młodszą od Marty.
- Wiem, że to będzie trudne, ale czy może znalazłby się u państwa wolny pokój?
- Obawiam się, że w chwili obecnej nie możemy pani nic zaoferować. Jesteśmy gospodarzami naszej reprezentacji i byliśmy proszeni, aby nic nie zakłócało im spokoju. Bardzo mi przykro.
- Ale przecież w hotelu są też inni goście.
- Owszem, jednak ci państwo dokonywali rezerwacji zanim zostało ujawnione, że piłkarze się u nas zatrzymują.
- Proszę pani, czy ja wyglądam na psychofankę, która będzie, jak to pani ujęła, zakłócać spokój naszej reprezentacji? Naprawdę?
- Oczywiście, że nie, nie miałam niczego takiego na myśli. Po prostu nie mogę pani pomóc.
- Proszę mnie zrozumieć… Dzisiaj rano w moim apartamencie pękła rura i zupełnie nie mam się gdzie podziać. Znajomi polecili mi Hyatt, mówiąc, że niezależnie od okoliczności, tu znajdę miejsce. Słyszałam doskonałe opinie. Jednak chyba nie będę mogła ich potwierdzić.
- Och, no… No dobrze, zaraz sprawdzę, czy jest coś wolnego. Ale nic nie obiecuję.
- Cena nie gra roli.
Po kilkudziesięciu sekundach dziewczyna odwróciła się w jej stronę.
- Mogę zaproponować apartament dwuosobowy z łazienką, aneksem kuchennym, oddzielną sypialnią, wyposażeniem RTV…
- Świetnie. – przerwała jej Marta.
- Jest też apartament prezydencki…
- Kuszące, ale dziękuję. – weszła ponownie w słowo recepcjonistce. – Wezmę ten pierwszy.
- Na jak długo?
- Do siedemnastego czerwca. Naprawa potrwa co najmniej tydzień, a teraz, w weekend nikt się już za to nie weźmie.
- No tak, rozumiem. U moich rodziców też był kiedyś taki wypadek, przez okrągły miesiąc przetaczali się przez dom robotnicy, istny koszmar…
- Tak, cenna uwaga. – ucięła Marta. – Mogę prosić o klucz?
- Och, przepraszam, najpierw dokumenty. Pani dowód?
Marta bez entuzjazmu podała jej swój dowód, wiedząc, że to jest jeden ze słabszych punktów planu. Młoda, raczej głupiutka osóbka, jaką była recepcjonistka mogła okazać się amatorką prasy kobiecej tak zapaloną, że rozpoznałaby Martę po nazwisku. Ale nic takiego się nie stało. Przepisała wszystkie dane i poprosiła klientkę tylko o podpis, po czym oddała jej dokumenty razem z kluczem.
- Pokój 524, piąte piętro.
- Dziękuję i miłej nocy. – Marta odwróciła się, by ruszyć do windy, ale zawróciła jeszcze na chwilę. – Zapomniałabym. Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby w moim pokoju nie sprzątano, póki sama o to nie poproszę, dobrze? Jestem straszną pedantką, jedna przekrzywiona książka i od razu wpadam w furię, co począć.
- Oczywiście, nie ma problemu.
- Jeszcze raz dziękuję.
Po tych słowach już konsekwentnie udała się do windy.

***

Rozdział może trochę przykrótki i jakiś taki nijaki. Niby dopracowany, ale wydaje się, jakby niewiele wnosił. Ale spokojnie, kolejne będą nieco ciekawsze, obiecuję. 
Mam mały problem - od paru dni po głowie krąży mi pomysł na opowiadanie o F1 i zupełnie nie mogę się skupić na tym. Ale spokojnie, nie porzucę historii Marty bez słowa uprzedzenia. Póki co mogę zapowiedzieć, że na pewno pojawi się trzynaści rozdziałów, a potem to się zobaczy. I jak myślicie, warto rozpoczynać nowy projekt, tym razem o moich ukochanych wyścigach?
Proszę, komentujcie :)
Ostatnio jest coraz mniej komentarzy i moja wiara w tego bloga zaczyna słabnąć. Jeśli jesteście tu i czytacie to nie wahajcie się i komentujcie :)

Wasza,
MissUnattainable

4 komentarze:

  1. Twojego bloga znalazłam dopiero dziś i po przeczytaniu tych sześciu rozdziałów stwierdziłam, że będę czytać. Intrygujące jest zachowanie Marty - kobieta wie czego chce. ;)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny. :D
    Byłoby miło gdybyś wpadła na: life-on-manhattan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, ciekawi mnie reakcja Roberta na zaistniała sytuację, bo widać, ze Marta zagięła na niego parol i łatwo nie odpuści. Pisz, pisz i nie marudź. Możesz oczywiście informować pod rozdziałami, nie ma problemu. U mnie też nowe, zapraszam.

    http://rywalka.blogspot.com/2012/08/53-wydao-sie.html
    http://miloscczyrozsadek.blogspot.com/2012/08/14.html
    http://zlotkoiorzelek.blogspot.com/2012/08/mecz-nr-4.html

    OdpowiedzUsuń
  3. ajjjj, nie bylo Roberta to foch forever! :D
    Nie zostawiaj opowiadania! :<< Za fajne jest!
    Ciekawie wymysliłaś z tymi rurami ^^
    Czekam na nowość i zapraszam do siebie na www.lovee-football.blogspot.com na odcinek 10.
    Pozdrawiam : )

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie mogłam to przeczytać! wreszcie :D Wciągnęło mnie xd Bardzo Fajnie się czytta ^^ Masz talent do pisania opowiadań ja za bardzo przynudzam:P
    Przepraszam że wcześniej tu nie zajrzałam ale nawet nie mogłam wejść na komputer ;<< Tak czy inaczej w końcu się udało ! w końcu przeczytałam ;d ^^ u mnie wieczorem pojawia się nowy szkic nowy pościk więc zapraszam:))

    OdpowiedzUsuń