wtorek, 21 sierpnia 2012

Chapter Seven

W tym rozdziale chyba trochę pobawiłam się w politykowanie, ale ogólnie to staram się unikać drażliwych tematów. Co więcej, Marta zachowuje się w nim całkiem po ludzku, więc powinien się podobać. A nawet jeśli nie, to chciałabym usłyszeć dlaczego! :)
Miłej lektury!

***

Piątek, 8 czerwca 2012 cd.


Nie trudno było rozpoznać moment, w którym piłkarze przyjechali pod hotel. Na całą ulicę zaniósł się krzyk kibiców. Trwał przez jakiś czas, co pozwoliło Marcie stwierdzić, że nadal są na dole. Dopiero kiedy wrzawa ucichła, Marta spojrzała na zegar – była prawie dwudziesta druga, a ona sama siedziała już w pustym pokoju ponad godzinę. Nie mogła się nawet rozpakować, przecież przyjechała z pustą walizką. Dlatego odczekała jeszcze trzy minuty, po czym wyszła z pokoju i zjechała na parter, licząc na łut szczęścia. Miała nadzieję spotkać trenera Smudę.
Okazała się być wielką szczęściarą, bo od razu dostrzegła jego sylwetkę rysującą się na tle okna. Rozmawiał przez telefon, postanowiła więc zaczekać. Po chwili rozłączył się i skierował do windy. Nim się zorientował, Marta wyrosła u jego boku i razem weszli do małego pomieszczenia.
- Dobry wieczór! – niemalże zakrzyknął trener z szerokim uśmiechem na twarzy. – Jak mecz? Podobał się?
- Tak, gratuluję wyniku.
- Ech, niee… akurat z tego to się nie cieszę. – na jego twarzy odmalował się grymas niezadowolenia. – Ale widziałem trochę dobrej gry. A pani?
- Bardzo dużo dobrej gry… tak sądzę. Nie jestem ekspertem w tej materii, ale pamiętam poprzednie reprezentacje i moim zdaniem to był naprawdę dobry występ.
- Taak, tak. Ale niee, nie należy tego porównywać. To byli Grecy. Mieliśmy wygrać. Te dni będą trudne, chłopcy nie mają siły. Muszę… muszę coś wymyślić.
- Ja właśnie… nie wiem, może pan mi powie… czy moja obecność w pobliżu reprezentacji w najbliższych dniach będzie w czymś przeszkadzała?
- To znaczy?
- Mam pewien pomysł… - winda się zatrzymała, a jej drzwi rozsunęły. – Wyjdźmy.
- Tak, tak.
Wyszli na korytarz i stanęli naprzeciwko siebie, Smuda z wyrazem zainteresowania wypisanym na twarzy.
- Jak mówiłam, mam pewien pomysł… Jestem dziennikarką, pisuję różne rzeczy. Mój pomysł zrodził się wczoraj, przy kolacji. Chciałabym napisać artykuł o piłkarzu, kimś barwnym, takiej osobie, która zainteresuje ludzi swoją osobowością, a nie tylko tą sławą.
- Mhm, rozumiem. To znaczy, eee, nie wiem, co ma pani na myśli…
- Chodzi mi o to żeby… czy mogę po prostu wpaść raz czy dwa na kolację reprezentacji? Będę mogła poznać chłopaków, może któryś okaże się idealny do tego tekstu. Oczywiście nie zamierzam zajmować ich takimi głupotami w trakcie mistrzostw, ale potem… po Euro… to może być świetny temat.
- Taak, no… dobrze, chyba nie mam nic przeciwko. Pani będzie… przy kolacji, tak?
- Dokładnie. Trzy, może cztery razy.
- Mam… im powiedzieć, o co chodzi?
- O nie, absolutnie nie. Muszą być naturalni. Jeśli ktoś zapyta, to po prostu jestem pana przyjaciółką.
- Mmoją? – zająknął się Smuda. Jego oczy przybrały kształt i rozmiar spodeczków od herbaty.
- Tak, pana.
Posłała mu najpiękniejszy ze swoich wystudiowanych niewinnych uśmiechów. Mogła wręcz dostrzec, jak wszelkie niepokoje w jego głowie momentalnie znikały. Uśmiechnął się serdecznie i pokiwał głową na zgodę.
- Dobrze, to dobry pomysł.
- Czy wobec tego… dzisiaj będzie jeszcze jakaś kolacja?
- Hm? Tak, tak, chłopcy muszą coś zjeść. Ale nie jak wczoraj, teraz coś lekkiego. Jakieś jogurty czy coś takiego, nie znam się na tym. Zapraszam, to za parę minut.
- Nie omieszkam się pojawić. A teraz… muszę pana przeprosić, mam telefon do wykonania.
- Oczywiście. W razie problemów… mój pokój to 745.
- Dziękuję.
Zawróciła i zjechała windą na parter. Z ulgą zauważyła, że za ladą recepcyjną stał już kto inny, przysadzisty mężczyzna po czterdziestce, mało zainteresowany mijającymi go ludźmi. Dlatego mogła bez żadnych sztuczek przejść do restauracji.
Tym razem nie było już długiego stołu na trzydzieści osób. Wszystko wyglądało zupełnie normalnie, poza tym, że część sali była pusta, podczas kiedy w pozostałej tłoczyli się goście. Marta usiadła przy pierwszym stoliku z brzegu i tępo patrzyła się na drzwi. Już zaraz mieli się pojawić.
Po chwili przed oczami mignęła jej czerwona bluza i do restauracji wlał się tłum piłkarzy. Marta zerwała się z krzesła, by nikomu nie zajmować miejsca, a sobie dać szansę spędzenia tej kolacji akurat z osobami, które miała ochotę spotkać. Widząc pytające spojrzenia reprezentantów machnęła  na powitanie ręką, po czym wypatrzyła z tyłu, jeszcze tłoczących się przy drzwiach, jej ulubionych zawodników.
Piłkarze swobodnie rozeszli się do swoich stolików. Marta wtopiła się w tłum i wyrosła pomiędzy Kubą a Wojtkiem Szczęsnym, przyprawiając ich tym samym o zawał. W jeszcze większym szoku był idący obok Lewandowski.
- Cześć. Będziecie mieli coś przeciwko, jeśli potowarzyszę wam przy kolacji? – powiedziała zalotnym tonem.
- Nie, chyba nie… - zawahał się Błaszczykowski i rozejrzał wokół.
- Tylko Grzesiek będzie musiał wylecieć w kosmos. – rzucił Szczęsny, nie podnosząc wzroku znad podłogi.
- O nie, nie chciałabym sprawiać kłopotu… - odpowiedziała tak niewinnie, jak tylko mogła.
- Spokojnie, on może usiąść z Przemkiem czy kimś tam… - uspokoił ją Kuba, po czym wszyscy trzej skręcili w bok, do jednego ze stolików.
Marta wylądowała obok Kuby , naprzeciw Wojtka. Reprezentanci wyglądali na bardzo przybitych, szczególnie Szczęsny. Marta nie mogła się temu dziwić, przecież ten mecz nie był najlepszym w jego karierze. Nie mógł też wystąpić w następnym, a to na pewno nie poprawiało mu humoru. Czy to ze względu na zwykłe ludzkie odruchy, a może z powodu tego nowego, niepokojącego uczucia, jakim Marta go obdarzyła, miała ochotę po prostu go pocieszyć, jakoś pomóc. Ale nie mogła, nie wiedziała jak.
Mężczyźni otworzyli swoje jogurty naturalne, które były chyba jedynym daniem przewidzianym na ten wieczór. Wojtek dosypał do swojego odrobinę muesli. Marta nie jadła, patrzyła tylko na nich i myślała, jak by rozpocząć rozmowę. W obliczu takiej atmosfery straciła na animuszu i nawet jej pewność siebie nie mogła wiele pomóc. Nie pomagały też strwożone spojrzenia rzucane przez Roberta.
- Widziałaś mecz? – zapytał wreszcie Kuba, chyba tylko po to, żeby przerwać ciszę.
- Tak, byłam na nim nawet. Siedziałam w loży, więc miałam dobry widok.
- Miałaś miejsce w loży? – zapytał, a z jego głosu można było wyczytać lekkie wzburzenie. – Kiedy je załatwiałaś? Jak?
- Prawda jest taka, że dopiero co. Kilka dni temu. Po tamtym bankiecie PZPN-u. Czemu pytasz?
- Od kogo dostałaś bilet? Od Laty?
- No tak, przekazał mi przez trenera.
- Wiecie co, przepraszam was, ale mam coś bardzo ważnego do załatwienia. – nagle zerwał się z miejsca. – Marta, naprawdę miło cię widzieć i chętnie bym pogawędził, lecz niestety obowiązki wzywają. Jeszcze… jakoś się skontaktujemy. Mam twój numer?
- Nie masz, ale niedługo spotkamy się znowu i wtedy ci dam. A teraz leć, załatwiaj, co musisz.
- Dzięki. Eee, dobranoc.
Lewandowski i Szczęsny mruknęli coś pod nosem, lecz nie przerwali powolnego jedzenia swoich jogurtów.
- Nie wiecie, o co chodzi? – zapytała Marta, zachowując asekuracyjny ton.
- O bilety. Są z nimi problemy. – wyjaśnił bez entuzjazmu Wojtek, po raz pierwszy podnosząc wzrok. – Nie wiadomo dlaczego, ale nie mamy biletów dla rodzin. Kuba dzisiaj pół dnia załatwiał wejściówki.
- Czyli nie najlepiej wpasowałam się z tym tematem?
- Czy ja wiem… może i dobrze, pójdzie, pokłóci się, może następnym razem będzie lepiej. Ja też miałem problem, żeby to załatwić, ale moja rodzina może dojechać na stadion w pół godziny, więc to niewielka różnica.
- Mhm. Wiecie co, aż przykro mi patrzeć, jak jesteście tacy smutni, tylko nie wiem, co mogłabym wam powiedzieć.
- Czasem lepiej nic nie mówić. – odpowiedział na to smętnym głosem Szczęsny. – Co mogliśmy to już sobie powiedzieliśmy. Jeśli chcesz to możesz spróbować nas rozśmieszyć.
- Och, tak? Hmm, na zawołanie to nie będzie łatwe. Obawiam się, że prędzej wszyscy tu pośniemy niż wprawię kogokolwiek w rozbawienie.
Wojtek zaśmiał się krótko i bez entuzjazmu, po czym jej przytaknął.
- O, patrz, uśmiechnąłeś się. Słyszałam nawet coś, co mogłoby być uznane za śmiech. Czy to znaczy… że mi się udało? – Marta otworzyła szeroko oczy w wyrazie ogromnego zdziwienia.
- No nie sądzę. – tym razem na jego twarzy odmalował się wyraźny, choć nadal nieco przygaszony uśmiech.
- Coś mi mówi, że komuś tu jest wesoło. Ojej, czy to były twoje zęby?
Twarz Wojtka rozpromieniła się w najładniejszym uśmiechu, na jaki było go wtedy stać.
- Tak, to są moje zęby. Bo w odróżnieniu od niektórych, nadal je mam.
- Czy to była uwaga wymierzona we mnie? – wycedziła Marta udając urażony ton.
- Spójrz za siebie, to zobaczysz, o kogo chodziło.
Kobieta posłała mu pytające spojrzenie. Odwróciła się za siebie i momentalnie zaczęła bez opamiętania chichotać. Szczęsny dołączył do niej i po sali poniosło się ciche echo ich śmiechu. Za Martą odwrócił się trener Smuda i zaniepokojonym wzrokiem popatrzył po swoich reprezentantach.
- Spokojnie trenerze, tu nic się nie dzieje. – wydusił z trudem Wojtek, po czym zaczął dalej zanosić się śmiechem.
W końcu Marta złapała się za bolący od wysiłku brzuch i powoli udało jej się uspokoić. Podobnie postąpił siedzący naprzeciwko towarzysz. Na koniec popatrzyli po sobie porozumiewawczo, a Marta poczuła miłe, ciepłe uczucie w sercu. Szczęsny wstał.
- No, muszę powiedzieć, że wykonałaś swoją misję doskonale. Jesteś świetną rozśmieszaczką, Marto…
- Fidler.
- No właśnie, przecież wiedziałem, chciałem tylko wprowadzić element napięcia. Ech, wszystko zepsułaś. – uśmiechnął się szeroko. – Teraz znowu się załamię i pójdę spać. Do zobaczenia… w przyszłości. – wykonał dramatyczny gest ręką, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł w kierunku wyjścia z restauracji.
Marta została przy stoliku sama z Robertem, który do tej pory się nie odzywał. Widać było po jego oczach, że zupełnie nie rozumiał jej obecności i nie wiedział, czego oczekiwać.
- Gratuluję gola. Bardzo ładny.
- Dziękuję. Miałem więcej okazji, ale nie udało się wykorzystać, niestety.
Nagle Marta nachyliła się do przodu i zaczęła szeptać w zawrotnym tempie.
- Przekonasz wszystkich, że jesteś zmęczony i położyłeś się spać, zjedziesz na piąte piętro i przyjdziesz do mnie. Pokój 524. Nikt nie może cię zauważyć.
- Jasne. – pokiwał głową z lekko zasmuconą miną. – Będę musiał dalej próbować w następnym meczu. Będzie jeszcze sporo szans, a z Rosją musimy wygrać. – skończył i w tym samym momencie nad Martą wyrosła sylwetka jednego z asystentów Smudy, którego nawet nie kojarzyła z nazwiska.
- Robert, koniec pogawędek, musisz jutro być w formie, nie ma zarywania nocy.
- Mhm, już idę.
- Przepraszam, to moja wina. – powiedziała Marta. – Ale już się zmywam, nie będę nikogo dłużej zatrzymywać. Dowidzenia. – rzuciła na koniec i wyszła z restauracji.
Tuż za jej drzwiami pomknęła do toalety umiejscowionej tuż przy holu i tam postanowiła przeczekać parę minut. Poprawiła makijaż, rozczesała włosy, po czym wyjrzała do holu. Na horyzoncie nie było nikogo w barwach reprezentacji, więc zaryzykowała i wyszła z łazienki. Całkiem słusznie, gdyż udało jej się spokojnie, bez zostania zauważoną, dotrzeć do swojego pokoju.

Na nadejście swojego gościa nie musiała czekać długo. Zaledwie po kilkunastu minutach absolutną ciszę przerwało nieśmiałe pukanie do drzwi. Marta zerwała się z miejsca i czym prędzej otworzyła Lewandowskiemu. Chłopak wszedł i nieco się chwiejąc ruszył wgłąb pokoju, a Marta wyjrzała na korytarz, by sprawdzić, czy nikt go nie widział, po czym upewniła się, że drzwi będą zamknięte i nie dojdzie do niespodziewanych odwiedzin.
Kiedy odwróciła się, Robert siedział na kanapie, patrząc na nią spragnionym, nieco zawstydzonym wzrokiem. Wywołało to na jej twarzy uśmiech triumfu.
- Na co czekasz? – zapytała zmysłowym głosem. – Rozbieraj się. Nie przyszedłeś tu na pogawędki.
Po tych słowach sięgnęła do zamka sukienki, płynnym ruchem rozpięła ją, a następnie zsunęła z ramion. Piękny grafitowy materiał opadł na podłogę, a Robertowi ukazała się Marta w całej okazałości. Nie kazał sobie powtarzać, od razu zabrał się za ściąganie koszulki.

***

Z jakiegoś powodu lubię ten rozdział. Może dlatego, że jest w nim Wojtek, a może przez tę pozytywną energię Marty? Nie wiem, ale miło mi się go pisało. Mam nadzieję, że w Was wzbudza podobne emocje. Proszę, skomentujcie to! Chętnie poznam opinie :)

Wasza,
MissUnattainable

6 komentarzy:

  1. Proszę proszę, to teraz się wydało, czemu Lewy tak skiepścił mecz z Rosją:) Ta Marta to ma yupet, do prawdy, a Lewy biega za nią jak piesek. Viekawe co na to powie Ania, jesli wogole sie dowie . Pzodraiwam.

    OdpowiedzUsuń
  2. prosze o informowanie w zakładce INFORMATOR! :P
    Odcinek całkiem sympatyczny.. chce tu więcej Lewandowskiego :DDD
    i zdubluję koleżankę...Już wiemy, dlaczego Lewy zwalił mecz z ruskami :D
    Czekam na nowość ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha. ;D Zgadzam się z powyższymi komentarzami. ;) Robert dosłownie jest marionetką Marty. Ciekawe jak dalej potoczy się ich romans. Czy ktoś się dowie?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyżbym ominęła informacje o nowych rozdziałach?

    Marta jest świetną manipulantką, ale ja w trakcie czytania pomyślałam sobie, że fajnie by było, gdyby wpadła w sidła Wojtusia. Nie wiem dlaczego - może to takie skrzywienie po mojej Zosi. W każdym opowiadaniu chcę, żeby Wojtuś miał fajną dziewczynę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, widzę, że myślimy dokładnie tak samo :) Mam tam jakieś plany co do Wojtka, ale co to będzie... nie mogę jeszcze powiedzieć

      Usuń
  5. Uwaga zapraszam na http://nana-lewy-milosc.blog.onet.pl
    Bardzo ważna informacja i nowy rozdział Zapraszam do komentowania i czytania!

    OdpowiedzUsuń